Co przeczytać w maju 2025? 4 poradniki (wewnętrzny spokój i docenianie życia) & 3 powieści

Zastanawiasz się, jakie książki przeczytać w maju 2025? Szukasz ciekawych powieści (niekoniecznie tych, które są teraz w topce na Instagramie)? A może chcesz zadbać o wewnętrzny spokój i bardziej docenić swoje życie? Jeśli na któreś z tych pytań odpowiedziałaś „tak” – czytaj lub słuchaj dalej (ten artykuł jest transkrypcją podcastu, link do nagrania znajdziesz poniżej).

→ 7 książek, które warto przeczytać w maju 2025 (i które niekoniecznie są nowości wydawniczymi, o których mówią wszyscy):

  • „#nażyćsię” – Marta Iwanowska-Polkowska,
  • „Kiedy życie mówi sprawdzam” – Marta Iwanowska-Polkowska,
  • „Self-reg. Jak pomóc dziecku (i sobie) nie dać się stresowi i żyć pełnią możliwości” – Dr Stuart Shanker, Teresa Barker,
  • „Cztery tysiące tygodni” – Oliver Burkeman,
  • „Dziewczynka zagubiona w swoim stuleciu szuka taty” – Goncalo M. Tavares.
  • „Maria i Jackie” – Gill Paul,
  • „Porzucona córka” – Donatella di Pietrantonio.

Jeśli wolisz słuchać, podcast jest tutaj ⤵️

A tutaj transkrypcja ⤵️

Dzień dobry w ten deszczowy poranek. Nie wiem, czy jak słuchasz, to nadal pada, ale gdy ja nagrywam, to właśnie niedawno zaczął padać deszcz i wydaje mi się, że taka atmosfera będzie idealna do tego odcinka. Bo dziś odcinek wyjątkowy. Odcinek, którego nagrywanie odkładałam od bardzo, bardzo, bardzo dawna i którego nadal trochę się boję – a mowa tu o… książkach. Opowiem Ci dzisiaj o czterech poradnikach i trzech powieściach, które według mnie warto przeczytać.

A jeśli się jeszcze nie znamy, to hej, ja jestem Klaudia Jaroszewska-Kotradii, a Ty słuchasz podcastu Złap Równowagę o planowaniu, rozwoju osobistym i tworzeniu równowagi w życiu.

Jakie poradniki warto przeczytać w maju 2025?

Zaczniemy sobie od poradników, bo myślę, że takich książek bardziej tutaj wyczekujesz, jeśli słuchasz tego podcastu lub obserwujesz mnie na Instagramie czy blogu już od jakiegoś czasu. Więc tak jak mówiłam, mam dla Ciebie cztery poradniki i każdy z nich jest wart przeczytania, ale każdy z nich jest wart przeczytania z zupełnie innego powodu.

Książka na maj 2025 – „nażyćsię” Marty Iwanowskiej-Polkowskiej

Pierwsza książka to „#nażyćsię” Marty Iwanowskiej-Polkowskiej. To jest książka, którą ja dostałam w prezencie urodzinowym od mojego brata dwa, trzy lata temu (chyba trzy lata temu, ale nie chcę kłamać, nie jestem pewna). I ona sobie bardzo, bardzo długo czekała, aż ja w ogóle po nią sięgnę.

Bo sięgnęłam po nią dopiero niedawno. Mogę powiedzieć, że jestem tak dość na świeżo z nią, bo skończyłam ją czytać w lutym, a pracuję z nią nadal. I cieszę się, że ta książka tyle czekała, bo gdybym przeczytała ją wcześniej, to myślę, że nie wyciągnęłabym z niej aż tyle, ile wyciągnęłam teraz.

Mówię tak, bo chodzi o problemy, z którymi mierzy się autorka. Oczywiście ona miała raka piersi i ja z tym nijak się nie mogę porównać. Ja miałam łagodny nowotwór jajnika w związku z endometriozą, tak to przynajmniej zostało nazwane w szpitalu, gdzie byłam operowana. Ale jest to jakaś poważniejsza, powiedzmy, choroba, bo mam endometriozę czwartego stopnia i nie będę porównywać się z autorką, bo nie o to tutaj chodzi.

Ale część, która bardziej do mnie trafiła, była o dziecku autorki, o synu, który ma, jak się nie mylę, zespół Aspergera, a nasz mały człowiek jest w spektrum autyzmu, więc bardzo to jest do siebie podobne.

I te trudności, z którymi mierzy się autorka w swoim macierzyństwie i trudności, z którymi mierzymy się my w naszym macierzyństwie, tacierzyństwie, rodzicielstwie są podobne i przez to mogłam zobaczyć takie światełko w tunelu po prostu.

O czym jest książka „#nażyćsię” Marty Iwanowskiej-Polkowskiej?

No dobra, ale o czym jest sama książka? Książka jest o tym, jak nażywać się życiem i korzystać z niego, cieszyć się z nim pomimo problemów, a nie tylko wtedy, gdy tych problemów nie ma.

Można powiedzieć, że to jest książka dla tych głównie kobiet, ale myślę, że jakby mężczyzna ją przeczytał z otwartą głową, to też by dużo dla siebie mógł wynieść. Więc jest to książka dla tych, którzy gdzieś zgubili siebie i swoją radość życia i nie potrafią jej odnaleźć samodzielnie, a bardzo by chcieli.

W tej książce autorka dzieli się historiami z własnego życia, własnymi zmaganiami, przez co mam wrażenie, że ta książka jest taka bardzo wspierająca, otulająca, taka właśnie mówiąca „nie tylko ty tak masz i zobacz, możemy sobie z tym poradzić (w pewnym sensie) razem”.

Autorka też zadaje pytania, bardzo trafne pytania, na które ja sobie odpowiadam w dzienniku i dzięki którym układam sobie w głowie to wszystko, co do tej pory mam jeszcze gdzieś tam niepoukładane.

Te pytania oprócz poukładania wszystkiego mają nas nakierować na własną drogę do nażywania się, bo te drogi mogą być bardzo różne. I na okładce nawet jest napisane coś w stylu (teraz nie będę czytać, tylko przywołam po prostu podobną myśl): możesz się nażywać zarówno w domku na Bali, jak i gdzieś tam na Mazurach, jak i we własnych czterech ścianach.

Więc każda z nas może znaleźć swoją własną drogę, a nawet drogi do tego, by tym życiem się cieszyć i by się nim nażywać, chociaż nie jest to tylko o radości życia, bo nażywanie się nie oznacza tylko cieszenia się życiem, ale też przeżywanie różnych emocji, czucie ich, czucie i pozwalanie im wybrzmieć, ale nie zatracanie się w nich. Oznacza też rezygnację z tego, czego w swoim życiu nie chcemy.

I o tym ostatnim ja już od dawna mówię, szczególnie na platformie rozwojowej Krok do Równowagi (aktualnie trwają zapisy na darmowe maile z praktycznymi wskazówkami, jak złapać równowagę w życiu). Bo jeśli rezygnujemy z tego, czego w swoim życiu nie chcemy, to otwiera nam się przestrzeń na to, dzięki czemu się nażywamy.

I przy każdej książce obiecałam sobie, że pojawi się jakiś cytat albo jakaś myśl i chciałam Ci pokazać, na czym może polegać nażywanie się. Autorka pisze:

Mogę się założyć, że swoje #nażyćsię możesz poczuć:

  • Wysypiając się, nie włączając budzika, przesypiając ciągiem 8 godzin albo przynajmniej 6.
  • Budząc się bez listy zadań w głowie, bez pośpiechu, bez presji, pozwalając sobie za to na spokojny, leniwy poranek.
  • Jedząc nieśpiesznie śniadanie przy suto i pięknie nakrytym stole, choć to tylko wtorek, a nie święta.
  • Jedząc to, co lubisz, smakując każdy kęs.
  • Tańcząc na koncercie, choć teoretycznie wykupiłaś miejsca siedzące.
  • Idąc na spacer tam, gdzie chcesz, z kim chcesz, w tempie, które Ci służy.

Tych przykładów autorka wypisała kilka stron i myślę, że jeśli sięgniesz po tę książkę, to wraz z pytaniami i tymi przykładami odnajdziesz swoją drogę do nażywania się.

Czy ja ją odnalazłam? Jeszcze nie całkiem, ale tak jak mówiłam, ja jestem w trakcie odpowiadania na te pytania. Jestem dokładnie na 55 stronie, a książka liczy ich ponad 300, więc jeszcze sporo pracy przede mną.

Książka na trudny czas: „Kiedy życie mówi sprawdzam. Jak z czułością o odwagą budować swoją rezyliencję w czasach, gdy chcesz wszystko chrzanić” Marty Iwanowskiej-Polkowskiej

Druga książka, także Marty Iwanowskiej-Polkowskiej, to „Kiedy życie mówi sprawdzam, jak z czułością i odwagą budować swoją rezyliencję w czasach, gdy chcesz wszystko chranić”.

Tę książkę dostałam od wydawnictwa Relacje w ramach współpracy i post o niej pojawił się na Instagramie i tylko to było elementem współpracy, a opinia o książce jest moja i jest bardzo podobna (moja opinia, nie książka) do poprzedniej pozycji tej autorki. Dlatego tak bardzo się ucieszyłam, gdy wydawnictwo się do mnie odezwało, żebym ją opisała u siebie, bo jest to książka bardzo wartościowa.

O czym jest książka „Kiedy życie mówi sprawdzam” Marty Iwanowskiej-Polkowskiej?

Autorka opowiada w niej przede wszystkim o rezyliencji, o czym Ci powiem za chwilę, ale też o wyrozumiałości do siebie, której bardzo, bardzo często nam brakuje. Bez tej wyrozumiałości nie potrafimy rozpoznać swoich potrzeb prawidłowo, tylko ciągle jesteśmy dla siebie takimi krytyczkami, takimi „mogłaś się bardziej postarać”, zamiast zauważyć, że np. spałyśmy tylko pięć godzin i jesteśmy po prostu padnięte i choćbyśmy chciały, to nie możemy już się bardziej postarać, bo my już robimy na 100% naszych aktualnych możliwości.

A jeśli chodzi o rezyliencję, to jest to element odporności psychicznej. Jak pisze autorka:

W budowaniu odporności psychicznej chodzi też o to, by szybciej, łagodniej wracać do równowagi, kiedy znów zaświeci słońce.

I rezyliencja (to też jest jakby przykład z książki taki obrazowy, tylko już teraz nie będę tutaj cytować, tylko powiem swoimi własnymi słowami) to jest tak, jakbyśmy byli sprężyną, która pod wpływem różnych problemów, nacisków się wygina, ale potrafi wrócić do swojej pierwotnej formy, zamiast się po prostu złamać.

Przykładem z książki też jest to, że rezyliencja jest jak stołek z czterema nogami i jeśli te cztery nogi nie będą równe, to ten stołek albo nie będzie stabilny, albo się po prostu przewróci. I te cztery nogi to są:

  • kontrola i poczucie wpływu na swoje życie,
  • zaangażowanie,
  • wyzwania,
  • pewność siebie.

I Marta Iwanowska-Polkowska krok po kroku przeprowadza nas przez to wszystko. Znów opowiada historie ze swojego życia i nakierowuje nas na to, jak możemy same budować swoją rezyliencję.

I dodatkowo polecam tę książkę, jeśli zmagasz się z perfekcjonizmem. Bo sama książka trochę o nim mówi, jak i po prostu jest jeden rozdział poświęcony stricte perfekcjonizmowi i tam naprawdę dobrymi słowami jest to wszystko ujęte.

Także te dwie książki bardzo polecam, ale najpierw na „#żyćsię”, a potem, „Kiedy życie mówi sprawdzam”. Bo tak jak one były wydawane i tak jak one były zresztą pisane przez autorkę, tak samo potem właśnie, „Kiedy życie mówi sprawdzam”, nawiązuje trochę do na „#żyćsię”. Więc warto znać też tę pierwszą pozycję i warto z nimi pracować, a nie tylko je przeczytać, bo od samego czytania nic się nie zmieni.

Poradnik na maj 2025 – „Self-Reg, jak pomóc dziecku (i sobie) nie dać się stresowi i żyć pełnią możliwości” dr Stuart Shanker, Teresa Barker

Kolejna książka to też bardzo długi tytuł, czyli „Self-Reg, jak pomóc dziecku i sobie nie dać się stresowi i żyć pełnią możliwości”. Autorami są dr Stuart Shanker i Teresa Barker. Dr Stuart Schenker to profesor York University w Toronto i zajmuje się on głównie psychologią.

Książka opowiada (nie książka opowiada, tylko autorzy opowiadają, to by miało większy sens) o nauce samoregulacji, która ma pomóc dzieciom w samodzielnej zmianie zachowania i powróceniu do stanu równowagi.

I ja uważam, że jeśli chcemy z tą książką pracować w kontekście dziecka, to musimy najpierw ją przepracować samodzielnie. Bo jeśli my nie będziemy jako rodzice potrafili wracać do równowagi, potrafili się regulować, to nasze dzieci też nie będą potrafiły tego robić. Bo dzieci nie robią tego, co my im każemy, co im mówimy, tylko bazują na tym, co widzą, więc musimy dawać im przykład. Dlatego ja sama na sobie tę książkę testowałam i stopniowo sobie wprowadzamy rady w życie. I dla mnie, dla męża i dla Małego Człowieka.

O czym jest książka „Self-reg” dr Stuarta Shankera i Teresy Barker?

Nauka samoregulacji tak naprawdę wychodzi od stresu, bo gdyby tego stresu nie było, to my byśmy nie musieli się uczyć samoregulacji, bo byłoby nam po prostu cały czas przyjemnie, stabilnie. Ale stres w pojęciu tej książki, w pojęciu też naszego ciała, to nie jest tylko taki stres, jaki my znamy na przykład związany z utratą pracy, związany ze sprawdzianem w szkole, nie wiem, z obroną na studiach i tak dalej. Tylko to jest stres, który odnosi się do:

  • wszystkich bodźców, które wymagają zużywania energii, by utrzymać równowagę. Mowa tu o bodźcach słuchowych, wzrokowych, dotykowych i tak dalej (czyli na przykład ja mam tak, że w sklepie jest mi bardzo trudno utrzymać spokój taki wewnętrzny, bo tam za dużo się dzieje, jest za dużo hałasu, jest za dużo wszystkiego po prostu. Więc to jest pewien stres dla mojego organizmu),
  • emocji pozytywnych i trudnych (nie lubię określenia negatywnych czy złych emocji, tym bardziej, bo nie ma złych emocji. Wolę określenie trudne, czyli takie jak gniew, złość, smutek, frustracja i tak dalej, czy wstyd),
  • wymogów radzenia sobie ze stresem (czyli tego, czego oczekuje od nas społeczeństwo w tym temacie),
  • tego, co robimy, a czego nie robimy w wolnym czasie (bo jeśli w naszym wolnym czasie nie odpoczywamy i nie dbamy o jakiś tam komfort naszego życia i komfort po prostu dla naszego ciała i dla naszej głowy, tylko zamiast tego na przykład, nie wiem, czytamy wiadomości, scrollujemy ciągle, rozmyślamy o różnych problemach, no to też jest to stres dla organizmu).

Autor proponuje pięć kroków self-reg, czyli:

  • rozpoznanie nadmiernego stresu u dziecka,
  • rozpoznanie stresorów (czyli o co tu naprawdę chodzi, czego nie dostrzegam),
  • redukcja stresorów,
  • wsparcie dziecka w budowaniu samoświadomości i wiedzy, gdy potrzebuje zrobić to samo dla siebie,
  • pomoc dziecku w tworzeniu własnych strategii samoregulacji.

Przykład z naszego życia: Mały Człowiek jest bardzo pobudzony, przestaje nas słuchać, odpala wrotki po prostu i jest ciężko. Zaczynamy szukać stresorów. Doszliśmy do wniosku, że denerwuje go, stresuje go w pewien sposób zbyt intensywne światło, więc zredukowaliśmy stresory i popołudniami, wieczorami włączamy trochę bardziej przytłumione światło i tym samym ten stres gdzieś tam się zmniejszył. Może to być też na przykład głód po prostu i zjedzenie czegoś może sprawić, że poczujemy się my czy tam dziecko znacznie lepiej.

I na koniec cytat:

Im bardziej jesteśmy świadomi tego, że nasz poziom stresu staje się zbyt wysoki i im lepiej wiemy jak przerwać to błędne koło, tym lepsza jest nasza samoregulacja.

I jeśli tego potrzebujesz dla siebie, dla dziecka albo nawet jak nie masz dziecka, to bardzo tę książkę polecam, bo ona jest nie tylko dla dzieci.

Ciekawa książka na maj 2025 – „Cztery tysiące tygodni” Olivera Burkemana

I ostatni z poradników to „Cztery tysiące tygodni” Olivera Burkemana, w której autor zastanawia się jak najlepiej wykorzystać ten czas, który został nam dany. I do tego właśnie odnosi się tytuł „Cztery tysiące tygodni”, bo choć wydaje się to bardzo dużo, to tylko około 80 lat naszego życia.

Ta książka bardzo się wpisuje w to, o czym ja mówię tutaj od dawna – czyli w to, że ciągle brakuje nam czasu na to, co jest dla nas ważne, co mówimy, że jest dla nas ważne, ale na co czasu właśnie nie poświęcamy. Bo tak wiele poświęcamy go na to, co w ogóle nie jest istotne.

Czyli mówimy na przykład, że rodzina jest dla nas bardzo ważna, ale każemy naszemu dziecku ciągle czekać i czekać, i czekać, bo musimy jeszcze:

  • umyć naczynia,
  • posprzątać blat w kuchni,
  • włączyć pranie,
  • zrobić to tamto, siamto,
  • a potem sięgnąć po telefon.

I wtedy tak naprawdę to, co mówimy, że jest dla nas ważne, staje się bardzo, ale to bardzo nieważne. Więc ta książka bardzo układa nam w głowie takie kwestie właśnie, znów się powtórzę, tego, co jest dla nas ważne, a co nie jest aż tak istotne.

Bo oczywiście nie mówię tutaj, że zrobienie prania nie jest ważne, ale czasem naprawdę to pranie może 10-15 minut poczekać, a możemy tę uwagę poświęcić najpierw na przykład naszemu dziecku.

O czym jest książka „Cztery tysiące tygodni” Olivera Burkemana?

Autor zwraca też uwagę na to, że ciągle i ciągle szukamy kolejnych jakichś lifehacków, sposobów, metod, żeby wcisnąć w dobę jeszcze więcej, żeby spełnić te wszystkie oczekiwania, wymagania, żeby zrobić wszystko. I ciągle, ciągle podkręcamy produktywność.

Tylko po co? Po co my to robimy?

W tym podkręcaniu produktywności brakuje nam czasu na to, żeby:

  • docenić swoje własne życie, spontaniczność, bycie z bliskimi tak po prostu, a nie, żeby odhaczyć kolejne zadanie,
  • docenić zabawę, radość, zachwyt tym, co jest dookoła (bo dookoła nas rozkwitła piękna wiosna teraz. I pytanie, czy zdążyłaś to dostrzec w tej całej bieganinie? Bez już kwitnie, kasztanowce też. I nie wiem, czy zauważyłaś właśnie, ale dwa tygodnie szybciej niż w poprzednich latach. Bo zawsze kasztany kwitły, jak to się mówiło, na matury, a teraz mamy ledwo 24 kwietnia i one już są rozkwitnięte),
  • brakuje nam czasu na to, żeby takimi rzeczami się pozachwycać, bo ciągle myślimy o tym, co jeszcze mamy do zrobienia. I boimy się, że z tym wszystkim się nie wyrobimy.

Więc szukamy kolejnych sposobów na to, żeby tę produktywność podkręcić. I stajemy się w pewien sposób takimi robotami, które odhaczają kolejne zadania i odbierają sobie samym prawo do zmęczenia i do emocji. Bo tak jak mówiłam przy którejś poprzedniej książce, jesteśmy takimi swoimi krytykami, czyli „mogłaś się postarać bardziej”. I nie widzimy tego, że my już staramy się aż nadto, że my dajemy z siebie ciągle ponad 100% i mamy prawo mieć dość. I mamy też prawo zakwestionować to, po co w ogóle to robimy.

Tutaj będę miała dla ciebie kilka cytatów, bo nie mogłam zdecydować się na jeden.

Pierwszy:

Im bardziej w naszym zarządzaniu czasem dążymy do poczucia całkowitej kontroli i wolności od nieuniknionych ograniczeń wynikających z bycia człowiekiem, tym bardziej stresujące, puste i frustrujące staje się nasze życie. Z kolei im odważniej konfrontujemy się z prawdą o naszej skończoności i działamy w zgodzie z nią zamiast z nią walczyć, tym łatwiej o produktywność, radość i poczucie, że to, co robimy, ma znaczenie.

Zamiast szukać sposobów na to, jak robić jeszcze więcej, warto zacząć mądrze decydować o tym, czego nie chcemy robić i pogodzić się z tym, że nie damy rady zrobić wszystkiego.

Kolejny cytat to:

Osoba obsesyjnie planująca zasadniczo domaga się od przyszłości pewnych gwarancji. Przyszłość jest jednak absolutnie niezdolna do ich zapewnienia z tego oczywistego powodu, że wciąż znajduje się w przyszłości.

Jeśli chodzi o mnie, to w planowaniu ja planuję sobie tak, że robię listę ważnych zadań na dany tydzień, ale na konkretne dni wpisuję tylko te, które są do wykonania w konkretny dzień i nie da się ich przesunąć, czyli lekarze, jakieś wyjazdy, takie rzeczy (bo sorry, ale sprzątanie możemy sobie przerzucić nawet o tydzień później i nic się nie stanie, wszyscy przeżyją).

Więc jakby przestałam domagać się tego, że to życie będzie toczyć się tak, jak ja tego chcę, a zamiast tego po prostu planuję sobie kolejne kilkanaście godzin i to tak luźno. Ja nie mam planu, że o 8 robię to, o 9 to, o 10 to. Nie korzystam z blokowania czasu, bo to jest prosty sposób do zgubienia się w tym wszystkim i do rozjechania planu dnia, tylko wypisuję sobie trzy najważniejsze rzeczy do zrobienia i maksymalnie pięć dodatkowych zadań, które warto zrobić, ale jak nie zrobię, to też się nic nie stanie.

I jeszcze dwa cytaty. Ten będzie dość mocny i mi dał bardzo, bardzo dużo do myślenia, czyli:

Jednak Sam Harris, pisarz i autor podcastu, poczynił zatrważające spostrzeżenie, że przemijalność cechuje wszystko: ludzkie życie za sprawą skończoności jest z natury pełne czynności, które wykonujemy po raz ostatni. Podobnie jak ja kiedyś po raz ostatni podniosę mojego syna (…) pewnego dnia po raz ostatni odwiedzisz dom, w którym się wychowałeś, ostatni raz popływasz w morzu, ostatni raz będziesz się kochał albo odbędziesz ostatnią interesującą rozmowę z przyjacielem. W większości tych przypadków nie będziesz mógł wiedzieć, robiąc daną rzecz, że to koniec. Harris argumentuje więc, że powinniśmy traktować każde takie przeżycie z szacunkiem, który okazalibyśmy, wiedząc, że to ostatni raz.

I jakby… chociaż wiemy na przykład w pewnych sytuacjach, że to nasz ostatni dzień studiów, ostatni raz odprowadzamy dziecko do przedszkola, to nigdy nie mamy pewności właśnie, czy nie podnosimy ostatni raz naszego dziecka, czy ostatni raz go nie utulamy do snu, czy ostatni raz nie rozmawiamy z kimś, więc warto to zacząć doceniać i być tu i teraz, a nie ciągle sięgać po telefon czy inne rozpraszacze.

I ostatni cytat z tej książki to:

Daj czasami rytmom życia rodzinnego, przyjaźni i zajęć grupowych pierwszeństwo nad swoim idealnym planem poranka albo systemem organizacji tygodnia. Masz wolną drogę do uświadomienia sobie, że władzy nad czasem nie warto chomikować wyłącznie na własny użytek, bo twój czas może stać się za bardzo twój.

I ja do tego doszłam późno, bo dopiero pod koniec ubiegłego roku, że zamknęłam się na ludzi i sama zatrzasnęłam drzwi, ograniczając wszystkie relacje, bo chciałam więcej czasu dla siebie. Tylko, że w tym czasie dla siebie ja byłam po prostu nieszczęśliwa. A odkąd otworzyłam się na relacje, odkąd moje życie po prostu nie jest idealne i zaplanowane z góry na dół, to jest przyjemniej, jest lepiej.

Jakie powieści przeczytać w maju 2025?

Ok, poradniki za nami, teraz pora na powieści i tutaj już będzie znacznie krócej, bo chcę ci dać tylko takie zajawki.

Intrygująca powieść na maj – „Dziewczynka zagubiona w swoim stuleciu szuka taty” Goncalo M. Tavares

Pierwsza książka to „Dziewczynka zagubiona w swoim stuleciu szuka taty”, której autorem jest, Goncalo M. Tavares. Książka, szczerze mówiąc, nie wiem o czym dokładnie opowiada, bo na początku mężczyzna, Markus, pomaga dziewczynce z zespołem Downa szukać taty, ale tak naprawdę oni go nigdy nie znajdują, tylko zamiast tego przeżywają różne inne historie.

I chociaż nie do końca rozumiałam tę książkę i mówię o tym wprost, bo miałam takie wrażenie, że my musimy rozumieć wszystko, co czytamy, każdą tę literaturę piękną, literaturę taką wysoką, że tak powiem. A prawda jest taka, że nie musimy czegoś rozumieć i też nie musimy tego rozumieć, żeby nam się podobało.

Ja sobie przeczytałam potem opis tej książki, więc jakby poukładało mi się trochę w głowie, ale czytałam ją głównie dlatego, że bardzo mi się podobał styl pisania autora, tak po prostu.

I mam tutaj dla ciebie trzy myśli z tej książki:

Cytat pierwszy:

Widzi pan, mój drogi, wszystko uporządkowane. Nie chodzi o ucieczkę, o to, że ma się świat gdzieś. Chodzi o utrzymanie kierunku, indywidualnego kierunku. I tylko dlatego trwamy i dlatego jestem tutaj.

I do mnie ten cytat bardzo trafił, bo ja od dawna staram się nie czytać wiadomości, nie jestem za bardzo na bieżąco, ale nie chodzi mi o to, że mam wszystko gdzieś i jakby inni ludzie nie mają dla mnie znaczenia, tylko chodzi mi o to, żeby utrzymać mój wewnętrzny spokój zamiast znów wejść w problemy ze snem, zamiast znów się zadręczać.

Drugi cytat:

Cieszę się, że dla pana przeciwnie. Miasta ciągle mają skrzyżowania.

Ja to rozumiem w ten sposób, że nie biegniemy ciągle do przodu, tylko dajemy sobie wybór i sprawdzamy różne opcje.

I ostatni:

Niewielu, którzy to rozumieli we właściwej chwili, było w stanie, dlatego właśnie, manipulować historią. Naprawdę manipulować, popychać ją na prawo, na lewo albo wstecz. Ciągnąć ją do siebie albo grzmotnąć nią o ziemię, jeśli to konieczne.

Z tą myślą się zostawiam i przechodzę do kolejnej książki, czyli…

Powieść na faktach na maj 2025 – „Maria i Jackie” Gill Paul

Jest to historia, możesz się już domyślić, Marii Callas i Jackie Kennedy, których losy się przeplatały. To historia o wielkiej miłości do tego samego mężczyzny i nie był nim prezydent Ameryki. Historia o namiętnościach, pasji, zdradzie i tragedii.

Maria Callas była najsłynniejszą śpiewaczką operową i jak każda celebrytka musiała walczyć z nieprzychylną prasą i jednocześnie z naciskami męża, będącego jednocześnie jej menadżerem. Miała wszystko, ale czuła się samotna i u szczytu swojej kariery operowej spotkała najbogatszego człowieka na świecie, Ariego Onassisa, z którym dała się w romans. I to romans pełny namiętności, tylko pytanie czy z obu stron.

A jej los przeplatał się z życiem Jackie Kennedy, która była traktowana jako ikona mody i ulubienica Ameryki. Była pierwszą damą, która też nie była szczęśliwa. Mąż ją zdradzał i więcej go nie było niż był. A gdy dostała propozycję spędzenia wakacji na luksusowym jachcie wspomnianego wcześniej najbogatszego człowieka na świecie, zgodziła się na podróż i ostatecznie ta podróż odmieniła jej życie. Czy na lepsze? O tym musisz się już dowiedzieć czytając tę książkę.

„Porzucona córka” Donatelli di Pietrantonio

I ostatnia to „Porzucona córka” Donatelli di Pietrantonio. Bardzo mi się spodobał cytat:

Byłam sierotą z dwiema żyjącymi matkami. Jedna oddała mnie, gdy jej mleko jeszcze nie wyschło na moim języku, druga, gdy miałam trzynaście lat.

I ten cytat bardzo obrazuje o czym jest ta książka, bo jest ona o dziewczynce, którą biologiczna matka oddała jeszcze jako niemowlę swojej kuzynce (no jakiejś tam dość bliskiej kobiecie), a ta przybrana matka z dnia na dzień, bez żadnego ostrzeżenia oddała trzynastoletnią już dziewczynkę jej biologicznej matce z powrotem.

I z takiego życia pełnego w pewnym sensie luksusu, bo ona chyba ćwiczyła balet, miała praktycznie wszystko co chciała, wróciła do biologicznego domu, że tak powiem, gdzie była bieda, był głód, brud, brak troski większej o dzieci, brak jakiegoś takiego głębszego zainteresowania.

I ta dziewczynka chce wrócić do domu tej przybranej matki, przybranych rodziców i ciągle szuka odpowiedzi na pytanie dlaczego została oddana. Ale jednocześnie sprawa staje się trudna, bo mimo tego, że chce tego powrotu, to zaprzyjaźnia się ze swoją młodszą biologiczną siostrą i chce ją też uwolnić z tego okropnego domu biologicznych rodziców.

Czy jej się to uda i jaka w końcu jest odpowiedź na to pytanie, to się dowiesz z książki.

Książki, które warto przeczytać w maju 2025 – podsumowanie

Mam nadzieję, że taki podcast o książkach Ci się podobał i że ja opowiadam o nich w ciekawy sposób, bo naprawdę ten odcinek mnie stresował najbardziej ze wszystkich.

Jeśli tak, to będzie mi miło, jeśli skomentujesz albo chociaż polubisz ten podcast. Nie wiem, czy się da polubić, ocenić.

A tymczasem trzymaj się ciepło i do usłyszenia kolejnym razem. Pa!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Złap równowagę i odzyskaj... siebie a potem zacznij żyć po swojemu. Drzwi otwarte do platformy Krok do Równowagi tylko do 23.05.2025 do północy!

X