Guilty pleasure – czy aby na pewno takie guilty? Przewodnik po odpoczynku bez poczucia winy

Masz swoje guilty pleasure? A co, jeśli powiem ci, że guilty oznacza poczucie winy za robienie czegoś niewłaściwego? Od kiedy przyjemności stały się tak bardzo wstydliwe, że aż nazywamy je guilty pleasures? Skąd się to bierze i czy aby na pewno warto używać tego określenia? Dziś sobie właśnie o tym pogadamy.

🎧 Uwaga! Ten artykuł jest przyjazną w czytaniu transkrypcją podcastu ⤵️ Możesz go posłuchać lub czytać dalej – jak wolisz 😊

Skąd bierze się guilty pleasure oraz poczucie winy za odpoczynek & rozrywkę?

Zacznijmy od tego, skąd się biorą tzw. winne przyjemności (tak jest to tłumaczone i chociaż ja alkoholu nie piję, to wina też jak najbardziej to może dotyczyć, oczywiście w rozsądnych ilościach).

Kultura hustle i ciągłe podkręcanie produktywności

Według mnie guilty pleasure wiąże się bardzo z kulturą podkręcania produktywności – ciągłego podkręcania produktywności. Według wszystkich tych guru od planowania, od produktywności, każda minuta powinna być jak najlepiej wykorzystana, przy czym to jak najlepiej oznacza produktywnie, a produktywnie oznacza, że robimy coś, co przynosi mierzalne efekty, np. realizujemy swoje cele, trenujemy, pracujemy, sprzątamy, cokolwiek, co po prostu możemy odhaczyć potem na liście zadań.

„Na odpoczynek trzeba sobie zasłużyć”

Przez to też pokutuje mit o tym, że na odpoczynek trzeba sobie zasłużyć i jak już tą bardzo długą listę zadań zrobimy, i jak ta nasza produktywność będzie podkręcona na 200% (bo 100 to już przecież za mało), to dopiero wtedy zasłużymy sobie na odpoczynek.

Tylko, że potem wychodzi na to, że albo jeszcze nie wyrobiłyśmy się z listą zadań, a już jest kolejny dzień, albo znajdziemy sobie coś innego do roboty, byle tylko nie usiąść i nie odpoczywać (a już na pewno, żeby to nie było to tak zwane guilty pleasure, bo wtedy przecież będziemy musiały się wstydzić za to, że mamy czas na rozrywkę, na odpoczynek, podczas gdy przecież jesteśmy kobietami, które są takie „biedne”, „uciśnione” tymi niekończącymi się obowiązkami. I tak też powinnyśmy się zachowywać, takie też życie powinnyśmy mieć i absolutnie nie powinnyśmy mieć czasu na odpoczynek. No bo jak to będzie wyglądać np. w mediach społecznościowych czy w rodzinie, jak nie będziemy musiały się żalić na wieczne przemęczenie).

→ Przeczytaj także: Planowanie a cykl miesiączkowy – czy warto zwracać na niego uwagę?

Porównywanie się z innymi

Do tego dochodzi porównywanie się z cudzymi standardami. I tutaj media społecznościowe robią ogromną – ale niezbyt dobrą – robotę, bo czy tego chcemy czy nie, porównujemy się mniej lub bardziej świadomie do innych. I jeśli widzimy na Instagramie, że inni robią dużo, że od rana do wieczora po prostu wstają o piątej, o dwudziestej trzeciej idą spać i ani na chwilę nie mają przerwy na odpoczynek, tylko ciągle pracują, robią treningi, projekty, realizują cele, podróżują i tak dalej i tak dalej, to bardzo łatwo jest się tu porównywać i uważać, że my robimy za mało. Przez to tym bardziej nie powinnyśmy sobie pozwolić na ten odpoczynek, tylko powinnyśmy dorzucić do listy zadań coś jeszcze, żebyśmy mogły być takie fajne jak te osoby.

Presja społeczna

I do tego jeszcze – jeśli chodzi o presję społeczną – porównujemy się z innymi. Tutaj już mi nie chodzi o media społecznościowe, a o osoby nam bliskie. Bo pomyśl sobie ile razy spotykasz się np. ze znajomymi i narzekacie sobie o tym, jak to ma mało czasu, jak to jest zarobiony, jak to jest zmęczony, jak to mało śpi i tak dalej. U mnie to była norma (w moim otoczeniu) i ja nie chciałam w tym brać udziału. Nie chcę nadal, dlatego trochę przewartościowałam moją listę zadań i trochę przewartościowałam to, co myślę o guilty pleasure, ale o tym za chwilę.

Niewspierające przekonania – guilty pleasure

Kolejnym powodem według mnie, który sprawia, że czujemy się winne za to, że mamy jakieś przyjemności, jakieś rozrywki czy ten odpoczynek, to jest pokłosie przekonań naszych mam, babć, prababć (może jeszcze któraś z Was miała kontakt ze swoimi prababciami. Ja miałam za dziecka jeszcze, bo teraz już prababci niestety nie mam).

Często słyszałam żartobliwie, bardziej lub mniej, np. jak ci się nudzi, to się rozbierz i ciuchów pilnuj. Tak jakby ta nuda, ta chwila odpoczynku, ta chwila nic nie robienia była tak zła, że trzeba sobie wymyślić cokolwiek, byle tylko się czymś zająć, byle tylko nie siedzieć bezczynnie, byle tylko być produktywnym.

Kiedy przyjemności faktycznie stają się guilty

I okej, czasem jest tak, że te nasze przyjemności, ten nasz odpoczynek, te nasze rozrywki wymykają się po prostu już poza jakieś tam, już nawet nie ogólnie przyjęte normy, ale poza zdrowy rozsądek. I wtedy faktycznie mogą się one stać szkodliwymi nawykami, za które może niekoniecznie powinniśmy się wstydzić, ale nad którymi powinniśmy pracować w jakiś sposób (jeśli faktycznie w jakikolwiek sposób nam szkodzą albo szkodzą innym. Bo póki to się nie dzieje, no to według mnie, jeśli nie chcemy, to nie musimy z tym nic robić).

I takie pytanie: czy te przyjemności zawsze albo nigdy są guilty, czyli są takie „grzeszne”? Według mnie ani zawsze, ani nigdy. Jest to wszystko gdzieś po środku i jest to wszystko związane z naszym zdrowym rozsądkiem.

Przyjemności będą szkodliwe, kiedy:

  • będą wiązać się np. z uzależnieniami,
  • kiedy będą sprawiać, że będziemy olewać naszych bliskich, zaniedbywać obowiązki, pracę i tak dalej.

Wtedy oczywiście możemy mówić tutaj o tym, że nam to szkodzi.

Czasem jednak to tylko taka społeczna presja, każe nam wierzyć w to, że powinniśmy się tych naszych przyjemnostek wstydzić. Bo jeśli np. czytamy sobie w mediach społecznościowych, że ktoś ogląda serial i to nie jest jakiś super ambitny serial, którego oczywiście się nie musimy wstydzić, tylko jakaś taka nazwijmy to podrzędna produkcja albo po prostu jakieś komediowy tzw. odmóżdżacz, i to jest guilty pleasure tej osoby – to bardziej lub mniej świadomie zaczynamy coraz bardziej też sobie te myśli powtarzać. Zaczynamy w to coraz bardziej wierzyć.

Czy pojęcie guilty pleasure jest szkodliwe?

I ja wiem, że to jest tylko określenie. To są tylko dwa słowa i każdy jakby wie od razu o co chodzi. Ale uważam, że to jest dla nas szkodliwe. Bo dlaczego miałybyśmy czuć się winne za coś, co sprawia nam przyjemność i tak naprawdę nikomu nie szkodzi.

Tak jak ja kiedyś myślałam, że:

  • jedzenie słodyczy,
  • oglądanie seriali,
  • nic nie robienie

to są takie moje guilty pleasures. I przez to ukryłam się z jedzeniem słodyczy i podjadałam ich dużo, na przykład jak byłam sama w domu albo pokryjomu (np. u mamy w kuchni podjadałam cukierki co chwilę, byle tak, żeby nikt tego nie widział).

Seriale oglądałam sama wieczorem i starałam się do tego mieć tak zawalony dzień, żeby nie mieć czasu właśnie na to guilty pleasure. No bo co by było, gdyby wyszło na jaw, że ja mam takie przyjemnostki. Powinnam się ich wstydzić, prawda? A żeby nie musieć się wstydzić, to najlepiej byłoby tego nie robić.

Nie musisz się wstydzić, że odpoczywasz/coś daje Ci radość

A potem dotarło do mnie, że tak naprawdę tutaj nie ma czego się wstydzić i to są zwykłe, normalne formy rozrywki, odpoczynku, jedzenia i tak dalej, z których warto w rozsądnych, podkreślam, rozsądnych ilościach korzystać. I póki to nie zaburza reszty życia, jest ok i naprawdę nie ma się czego wstydzić i nie trzeba sobie ani tej rzeczy, tej aktywności nakładać etykietki „grzesznej”.

→ Przeczytaj także: Notes wspomnień – prosty sposób na zachowanie ulotnych chwil

Przerwijmy spiralę wstydu

Wydaje mi się, że kobiety wstydzą się już tak wielu rzeczy:

  • tego jak wyglądają,
  • w co się ubrały,
  • co myślą,
  • co robią,
  • jak się czują,
  • co czują i tak dalej.

Więc po co tutaj dorzucać jeszcze wstyd za rozrywkę i odpoczynek, które – powtórzmy – nikomu nie szkodzą.

W ogóle mam takie wrażenie, że jako kobiety powinniśmy się zacząć wstydzić za to, że żyjemy. I nie chciałabym tego, naprawdę nie chciałabym, żeby tak było, bo my mamy prawo do tego wszystkiego i mamy prawo zrobić to bez poczucia winy i bez wkładania tego w te ramy, w tą szufladkę guilty pleasure, choćby się to fajnie klikało i choćby fajnie się o tym gadało.

Bo znów: powtarzając te słowa nakręcamy taką spiralę wstydu i poczucia winy za to, że mogłybyśmy robić coś innego, a „tracimy czas na przyjemności”. Bo przecież kiedyś tego nie było, a teraz nam się w tyłkach poprzewracało. Kiedyś to się od rana do nocy zapieprzało na polu, a nie jakieś tam seriale oglądało.

Jak pozbyć się wyrzutów sumienia za to, że odpoczywasz?

Uważam, że nie powinniśmy się tego wstydzić. Chciałabym pokazać Ci:

  • wskazówki,
  • pytania,
  • praktyczne narzędzia,

z którymi możesz sobie z tym poradzić, żeby przestać myśleć o swoich przyjemnościach, o swoim odpoczynku, o rozrywkach, z których korzystasz w rozsądnych i jakby nie patrzeć potrzebnych ilościach właśnie przez pryzmat tego guilty.

Czy to aby na pewno guilty pleasure? Odpowiedz sobie na pytania

Zacznijmy od pytań. Możesz je sobie przemyśleć od razu albo zapisać odpowiedzi.

📝 Co ostatnio zrobiłaś tylko dla przyjemności, a potem czułaś z tego powodu wstyd, niepokój, poczucie winy?

📝 Czy gdyby zrobiła to twoja najlepsza przyjaciółka, też byś ją za to osądzała? Czy może byś jednak powiedziała: no zasłużyłaś stara. Fajnie, że odpoczęłaś, fajnie, że masz czas na to, żeby się dobrze bawić?

📝 Jak się faktycznie czujesz po tej aktywności? Czy rzeczywiście ci szkodzi? Czy może po prostu nie wpisuje się w tą definicję podkręcania produktywności i tych niekończących się list zadań? Lubisz to robić? Czy to komuś szkodzi?

Sposób 1: Metoda zmiany narracji – od guilty do pleasure

Jeśli odpowiedziałaś sobie na te pytania, to kolejnym narzędziem jest metoda zmiany narracji, czyli przejdziemy sobie od guilty do pleasure. Żeby nie czuć winy za to, że odpoczywamy, że mamy te rozrywki, mamy przyjemności jakieś w życiu, tylko po prostu cieszyć się nimi bez wyrzutów sumienia. Od razu podkreślę, że za pierwszym razem to może nie zadziałać. Możesz w to nie wierzyć i to jest jak najbardziej normalne. Ale za drugim, trzecim, czwartym, dziesiątym będzie Ci coraz łatwiej, aż w końcu po prostu zaczniesz w to wierzyć. Potrzeba tylko trochę czasu i trochę wytrwałości.

Metoda jest taka, żeby kolejny raz zamiast pomyśleć sobie np. znów marnuję czas na seriale, mogłam robić coś lepszego, powiedzieć sobie: daję sobie przestrzeń na relaks i rozrywkę, mam do tego prawo i nie muszę czuć się winna.

Możesz też po prostu wpisać to w swój planer, na przykład godzina z serialem w piątkowy wieczór i traktować to po prostu jako zadanie do wykonania, którego nie musisz się w żaden sposób wstydzić.

Sposób 2: Test – czy ta przyjemność mi szkodzi?

Drugi sposób to test na to, czy to jest naprawdę szkodliwe, czy to jest wstydliwe według pewnych standardów (czyli według tych standardów guilty pleasure). Odpowiedz sobie tutaj na pytania:

  • Czy to wpływa negatywnie na Twoje zdrowie fizyczne lub psychiczne?
  • Czy przeszkadza w realizacji tego, co naprawdę ważne?
  • Czy robisz to kosztem snu, odżywiania, podstawowych potrzeb?
  • Czy zaniedbujesz kogoś przez to?
  • Czy zaniedbujesz swoje obowiązki?

Jeśli nie, jeśli to po prostu element twojego życia, taki sam jak każdy inny, to żadne z tego guilty. To jest po prostu przyjemność, na którą nie musisz sobie zasłużyć, a do której masz po prostu prawo.

Sposób 3: Lista przyjemności bez poczucia winy

Stwórz sobie też listę przyjemności bez poczucia winy – czyli:

  • takich rozrywek, które dodają Ci energii, które cię bawią, które sprawiają, że się uśmiechasz w trudny dzień,
  • takich aktywności, które pomagają ci się zregenerować po pracy, po ciężkim dniu, po trudnych przeżyciach,
  • takich rzeczy, które robisz tylko i wyłącznie dla siebie, dla swojej przyjemności, dla swojej uciechy.

To mogą być na przykład:

  • czytanie romansideł albo literatury, która nie jest uważana za wysoką,
  • kolorowanki dla dzieci, bo przecież nie musisz kolorować mandal dla dorosłych,
  • serial,
  • jedzenie słodyczy z umiarem oczywiście, ale nadal,
  • słuchanie disco polo,
  • chodzenie cały dzień w piżamie,
  • oglądanie reality show,
  • przeglądanie ofert domów na jakiejkolwiek stronie z domami.

No cokolwiek, co po prostu sprawia ci przyjemność i po co sięgniesz w takich chwilach, w których będziesz tego potrzebować. Świadomie! Bo jeśli wpadasz w oglądanie seriali, zarywasz noce, zaniedbujesz obowiązki, no to jak najbardziej wtedy warto się nad tym zastanowić. Ale jeśli te przyjemności bez poczucia winy będą po prostu elementem twojego życia, który sobie możesz zaplanować, na który możesz świadomie się zdecydować, to niech one będą i ciesz się po prostu nimi.

→ Przeczytaj także: 7 sposobów na radzenie sobie z problemami & cieszenie się życiem pomimo nich

Jak radzić sobie z poczuciem winy podczas odpoczynku? Podsumowanie

Twoja przyjemność nie musi być produktywna, żeby była wartościowa. Nie musisz czuć się za nią winna, ani tym bardziej uważać ją za „grzeszną”. Możesz się nią po prostu cieszyć i tyle.

W ogóle zerwijmy z mitem tego, że musimy być ciągle produktywne, bo rozrywka, odpoczynek i przyjemności też nam są w życiu potrzebne. Dzięki nim to życie jest po prostu fajniejsze.

Pamiętaj też, że odpoczynek to jest inwestycja w siebie, w swoje dobre samopoczucie i w swoją energię do działania, a nie marnowanie czasu.

I nie musisz zasługiwać na radość. Masz do niej prawo. Póki nie krzywdzisz innych, możesz cieszyć się czym tylko chcesz.

🍊 CHECKLISTA WSPIERAJĄCEGO PLANOWANIA

A jeśli chciałabyś pogłębić pracę nad swoim planowaniem:

  • z myślą o tych przyjemnościach, odpoczynku,
  • o takich listach zadań, które cię nie wykończą, które nie będą dokładać presji,
  • a które będą pamiętać o tym, że jesteś po prostu człowiekiem i masz prawo do różnych emocji, do różnych poziomów energii, do tego, żeby odpocząć, dobrze się bawić…

To koniecznie pobierz darmową 🍊 CHECKLISTĘ WSPIERAJĄCEGO PLANOWANIA. To jest darmowe narzędzie, z którym:

  • zadbasz o fundamenty,
  • zadbasz o swoją listę zadań,
  • nauczysz się ją skracać, tak żeby nie zajmowała Ci 30 godzin na dobę i tak żebyś miała czas na odpoczynek.

Na koniec w tej checkliście sprawdzisz też, czy twoje planowanie jest faktycznie wspierające, a jeśli nie, to dowiesz się jak możesz to poprawić.

Pytanie na koniec

I na koniec mam do ciebie pytanie: jaka jest jedna z twoich przyjemności, za które przestaniesz się już wstydzić i obwiniać? Daj znać w komentarzu! 📝 Jestem ciekawa twojej odpowiedzi i chętnie podyskutuję na ten temat i dowiem się co o tym myślisz. A tymczasem trzymaj się ciepło i do usłyszenia kolejnym razem. Pa!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *