Czego nauczyło mnie macierzyństwo? 10 lekcji na 4. urodziny Małego Człowieka

Bycie mamą to nieustanna nauka. I mam tu na myśli dosłownie wszystko, bo przy pierwszym dziecku trzeba się nauczyć nawet trzymania go tak, by było mi miło i bezpiecznie. Sama zaczęłam się uczyć jeszcze przed porodem. Sięgałam wtedy po ciekawe książki związane z macierzyństwem, które tak naprawdę chłonę do dziś. Mogę jednak po tych czterech latach uczciwie przyznać, że najlepsze (i zarazem najtrudniejsze) lekcje daje jednak życie. A w tym wpisie podzielę się z Tobą tym, czego nauczyło mnie macierzyństwo.

🎧 Jeśli wolisz słuchać, to łap wersję podcastową ⤵️

Co zmienia bycie mamą?

Pierwszy raz o lekcjach, które dało mi macierzyństwo, pisałam jeszcze na starym blogu. Gdy Mały Człowiek skończył rok, napisałam taki artykuł. I przeczytałam go teraz, kompletnie nie pamiętając, że taki był. Czytałam go i zobaczyłam, jak wiele się w naszym życiu przez ten czas zmieniło. Na lepsze, na gorsze, na inne.

Jeśli chcesz, przeczytaj także tamten tekst, a ja zapraszam Cię teraz na lekcje, które dały mi cztery lata bycia mamą.

Czego nauczyło mnie macierzyństwo? 10 lekcji

To nie są lekcje od macierzyństwa, do których doszłam raz i gotowe. Ja ciągle je przepracowuję, jak np. tę o oczekiwaniach. Nie wkurzaj się więc na siebie, jeśli przeczytasz ten tekst i z dnia na dzień Twoje życie nie będzie zupełnie inne. Potrzeba czasu. Czasu i pracy.

1. Warto zapisywać wspomnienia, bo one bardzo szybko ulatują

Gdy pojawiły się pierwsze miłe, zabawne czy przyjemne sytuacje w naszym rodzicielskim życiu, postanowiłam je zapisywać. Zadziałała wtedy moja mania zapisywania wszystkiego (kiedyś zapisywałam nawet wszystkie rzeczy, które wyrzuciłam!) i chwała jej za to! Dzięki temu mam notes pełen genialnych wspomnień z życia Małego Człowieka. Gdy czasem otwieram go na losowej stronie i czytam, uśmiecham się do siebie.

Uśmiecham się, bo robi mi się ciepło na sercu, przypominając sobie tamte sytuacje.

Uśmiecham się, bo jestem sobie wdzięczna, że to wszystko zapisałam. Gdyby nie to, większości tych chwil po prostu bym już nie pamiętała.

→ Jak prowadzić taki notes pisałam w tym artykule: Notes wspomnień – prosty sposób na zachowanie ulotnych chwil

2. Każda burza kiedyś minie

Nawet nie wiesz, ile razy sobie to zdanie powtarzam. Pewnie na równi z „puść to” (o „puść to” pisałam tutaj, tutaj i opowiadałam tutaj). Bo to jest w naszym przypadku prawda.

Życie z Małym Człowiekiem w spektrum autyzmu wygląda jak sinusoida (na razie taka, gdzie te spadki są większe niż wzloty). Przez kilka-kilkanaście dni jest dobrze*, a potem przez co najmniej drugie tyle jest tak ciężko, że czasem mam ochotę rzucić wszystko i wyjechać do Kisłowodzka (nie robię tego dlatego, że to w Rosji i też raczej nie spotkam tam bohaterów „Mistrza i Małgorzaty”. A po za tym to powiedzenie lubię bardziej niż jego parafrazę „rzucić wszystko i wyjechać w Bieszczady”, chociaż w Bieszczadach też jeszcze nie byłam).

„(…) chyba czas najwyższy, żeby rzucić to wszystko w diabły i pojechać do Kisłowodzka” („Mistrz i Małgorzata”, Michaił Bułhakow)

Gdy jest źle…

Gdy Mały Człowiek ma więcej napadów dziennie niż ja cierpliwości…

Gdy mam ochotę zakopać się pod kołdrą i płakać…

… powtarzam sobie, że każda burza kiedyś minie. Trzeba ją przeczekać. W końcu będzie lepiej.

I zawsze jest, a ja staram się to doceniać, bo nie wiem, jak długo ten lepszy czas potrwa.

*„Dobrze” nie oznacza braku problemów. Po prostu tych wybuchów jest mniej. Złość z nas nie kipi. Jest spokojniej i łatwiej.

3. Trudno jest nie mieć oczekiwań wobec własnego dziecka (a te oczekiwania są krzywdzące zarówno dla niego, jak i dla mnie)

Trudno, cholernie trudno jest nie mieć oczekiwań w stosunku do swojego dziecka. Najpierw czekamy, aż usiądzie (u nas jedenaście miesięcy!). Potem – aż zacznie chodzić (u nas prawie półtora roku). Czekamy aż nauczy się mówić, aż zacznie się sam ubierać.

Ciągle, ale to ciągle mamy jakieś oczekiwania co do tego, kiedy nabędzie nowe umiejętności, jak się będzie zachowywać, jak będzie mówić, jak będzie się bawić itd.

Sprawa robi się jeszcze trudniejsza, gdy mamy do czynienia z dzieckiem w spektrum. Dzieckiem, które często jest w swoim świecie. Nie słyszy, co mówimy. Nie reaguje. Nie dlatego, że robi nam na złość. Dlatego, że taki jest. To nie jest zależne od niego. A mimo wszystko często oczekiwałam, że gdy wstanę kolejnego dnia, będzie „normalnie”. A to „normalnie” nie przychodziło.

W końcu, po lekturze którejś z książek Marty Iwanowskiej-Polkowskiej (pisałam o nich tutaj, obie polecam tak samo), dotarło do mnie, że te oczekiwania krzywdzą i Małego Człowieka, i mnie. Od tamtej pory staram się te oczekiwania zamieniać na nadzieję, że będzie lepiej. To nie jest łatwe, ale staram się. I wierzę, że kiedyś mi się uda.

4. Lepiej ufać intuicji i sprawdzić coś o raz za dużo niż o raz za mało

Gdy Mały Człowiek miał około roku, miałam przeczucie, że „coś jest na rzeczy”. Nie wiedziałam, co konkretnie, ale pamiętam, jak powiedziałam do mamy: „nie zdziwię się, jak się okaże, że jest w spektrum autyzmu”.

Trochę ponad rok później przeszliśmy diagnozę. Potem drugą. Obie potwierdziły nasze przypuszczenia.

Gdy poszedł do żłobka, ciągle chorował. Nie dziwiło nas to, ale tylko do czasu. Po roku nadal często chorował, zawsze tak samo – praktycznie tylko katar. W końcu postanowiliśmy sprawdzić, czy nie ma alergii. Okazało się, że tak – na roztocza kurzu domowego. Dostał leki, od tamtej pory był chory tylko kilka razy (tym razem już „normalnie”, z gorączką itp.).

Innym razem miał kleszcza. Lekarz mu wyjął. Postanowiliśmy na wszelki wypadek zrobić badania w kierunku boreliozy. Tym razem wynik był negatywny, na szczęście.

I jeszcze jedna historia: gdy Mały Człowiek się urodził, musieliśmy zrobić badania krwi, bo brałam w ciąży sporo leków. Zrobiliśmy, wyszła anemia. Dostał żelazo i co miesiąc robiliśmy wyniki (tak długo, aż były dobre przez dłuższy czas. Dziś na szczęście wszystko jest w porządku). Pielęgniarka pewnego razu (miał jakieś 3-4 miesiące) mówi do mojego dziecka: „Mogłaby Cię mama zabrać na spacer, a nie na kłucie”. Miło, prawda? Dziecko z anemią, ja się martwię i dbam o niego, a według niej powinnam to olać, bo dziecko płacze przy pobieraniu krwi.

Ja jednak wolę sprawdzić o raz za dużo, niż o raz za mało.

5. Nie jestem w stanie przewidzieć wszystkiego i zapobiec każdemu wypadkowi

Jesteśmy po jednej wizycie na SORze. Byłam kilkanaście centymetrów od dziecka. Gdy rzucił się z impetem do tyłu na łóżku, nie zdążyłam zareagować. To były sekundy. Uderzył głową nie w poduszkę, a w szafkę nocną. Na szczęście nic poważnego się nie stało, ale ja wtedy sobie obiecałam, że nigdy więcej nic mu się nie stanie.

Domyślasz się, że nie jestem w stanie tej obietnicy dotrzymać, prawda? Nie jestem w stanie przewidzieć każdego upadku, potknięcia. Choćbym bardzo chciała, nie złapię go za każdym razem. A po za tym chcę mu też dawać wolność i swobodę, a nie trzymać za rękę na placu zabaw. W końcu ma już cztery lata!

Dlatego nie obiecuję już sobie, że nic więcej mu się nie stanie. Chcę po prostu starać się być przy nim, mówić o tym, kiedy powinien zwolnić i bardziej uważać. A gdy coś się stanie, staram się nie mówić, że mógł mnie słuchać i sam jest sobie winien (albo że ma nie ryczeć), tylko pocieszam, wspieram i tłumaczę, dlaczego coś się stało.

Nie uchronię go przed całym złem tego świata. Ale pomogę mu zbudować zbroję, w której będzie łatwiej się przed nim bronić.

6. Też się mylę i czasem podejmuję niewłaściwe decyzje – grunt to się do tego przyznać, a nie udawać przed dzieckiem, że jestem nieomylna

Ludzie popełniają błędy. Czasem przez nieuwagę. Czasem przez niewiedzę. Czasem wybierając między mniejszym a większym złem. Czasem przez zmęczenie. Czasem nie wiadomo dlaczego. Popełniamy błędy i będziemy je popełniać. Moje dziecko popełnia je każdego dnia i często boleśnie się o tym przekonuje (np. jak wtedy, gdy mówiliśmy mu, żeby nie urywał koła od autka, a on urwał i potem płakał, bo chciał je włożyć z powrotem, a już się nie dało).

Ale chcę, by wiedziało, że ja też popełniam błędy i wszystko z nami w porządku, to się zdarza. To nie tylko dzieci się mylą. Dorośli także! I powinniśmy umieć się do tych błędów przyznawać, a potem – jeśli się da – naprawiać je. I pokazywać naszym dzieciom, że to robimy i jak to robimy.

Gdy zapominamy bidonu z wodą do przedszkola, nie mówię dziecku, że „jest głupie, to przez niego”. Mówię: „zapomnieliśmy bidonu. Co możemy zrobić, żeby kolejny raz o nim pamiętać?”. I wymyślamy, co może zadziałać.

Gdy odbieram go z przedszkola i pyta, czy wzięłam piłkę, a ja kompletnie o tym zapomniałam, mówię: „przepraszam, kochanie. Zapomniałam zabrać. Mam zabawki do piasku zamiast niej. Kolejny raz postaram się pamiętać, że chciałeś piłkę”.

Traktujmy dzieci tak, jak chcemy być traktowani. Kropka.

7. Trudno jest być mamą dziecka w spektrum, szczególnie wtedy, gdy „jest w swoim świecie”

Znam różne techniki mówienia do dzieci tak, by słuchały. Wiem, jak funkcjonuje mózg dziecka w spektrum. Przeczytałam mnóstwo książek na ten temat i odbyłam wiele rozmów ze specjalistami. A mimo to trudno jest zachować spokój i o tym wszystkim pamiętać, gdy dziecko jest w swoim świecie i mówienie na dziesięć różnych sposobów nie przykuło jego uwagi, a na dotyk reaguje od razu złością i krzykiem.

Trudno jest nie denerwować się, gdy chcesz dobrze, a on żyje w swoim świecie pełnym krętych torów, pociągów, lokomotyw… w świecie, w którym niewiele miejsca pozostaje na inne zainteresowania (chyba, ze wsadzimy je do wagonu i pojadą razem z nami, jak klocki LEGO, które dostał na urodziny). Trudno jest żyć w tym świecie, w którym nawet stawanie na głowie nie jest interesujące, a wycieczki są fajne – pod warunkiem, że zobaczymy pociągi lub zjemy gofry w arboretum.

Ale staram się. Staram się wchodzić do tego świata, a potem delikatnie go rozszerzać od środka, ot chociażby robiąc ciasteczka z ciastoliny dla pociągów.

8. Trudno jest godzić bycie mamą dziecka w spektrum z innymi rolami, bo samo macierzyństwo często rozładowuje moje baterie do zera w kilka minut

Moja mama mówi, że jestem bardzo cierpliwa i chyba coś w tym jest.

Sprawdźmy to: po ilu powtórzeniach dziecku np. że ma iść umyć zęby, tracisz cierpliwość?

Możesz napisać w komentarzu, a ja Ci powiem, po ilu ja. To zależy. Rano mam więcej cierpliwości i szlag mnie trafia dopiero po jakichś 15-20 razach. Wieczorem cierpliwość tracę po 5-10 razach. A to tylko jedna sytuacja – mycie zębów. Dochodzi ubieranie się, zakładanie butów, jedzenie, sprzątanie zabawek, wychodzenie z domu…

Do tego dochodzą wybuchy, napady złości i inne tego typu zachowania, które rozładowują moje baterie do zera. Potem nie mam siły ani na odezwanie się do przyjaciółki, ani pogadanie z kimś, ani robienie czegokolwiek.

9. Jedno przytulenie, miłe słowo od dziecka potrafi rozpogodzić nawet najtrudniejszy dzień

Nawet w najtrudniejszy dzień jedno miłe słowo czy przytulenie potrafi sprawić, że puszczam wszystko w niepamięć. Te trudne chwile tracą na znaczeniu, bo tu i teraz jest dobrze. I oczywiście, że wjeżdżają wtedy oczekiwania, że tak już będzie ciągle… ale staram się ich nie dopuszczać do głosu i po prostu cieszyć tym, co jest w danej chwili.

10. Łatwiej dbać o siebie, gdy ma się silne „dlaczego” (by nadążyć za dzieckiem i być przy nim, wspierać je w życiu jak najdłużej)

Chciałabym być tak sprawna na starość, jak moja babcia. Kończy w tym roku 70 lat, a wspina się z Małym Człowiekiem na placu zabaw, wozi go na plecach „na koniku”, kica jak zajączek…

Chciałabym być przy moim dziecku jak najdłużej, by móc je wspierać. Nie mówię tu o wchodzeniu na głowę w dorosłości, ale o tym, by mógł do mnie zadzwonić za czterdzieści czy pięćdziesiąt lat i porozmawiać, spotkać się, przytulić, pobyć razem. Dbam o swoją głowę, umysł, ciało, sprawność, by żyć jak najdłużej i jak najdłużej przy nim być.

Czego nauczyło mnie macierzyństwo? Podsumowanie

I to już wszystkie lekcje, które chciałam Ci w tym roku przekazać. Mam nadzieję, że za rok dojdę do kolejnych wniosków, które trochę nam pomogą żyć przyjemniej, milej i spokojniej.

📝 Możesz podzielić się w komentarzu, czego nauczyło Cię macierzyństwo. Możemy się razem wzajemnie zainspirować i czegoś od siebie nauczyć.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *