O tym, jak znów zaczęłam doceniać życie | WDZIĘCZNOSTKI

Oglądam ostatnio serial „Szpital New Amsterdam” na Netflixie. Jakoś tak trafiło na niego akurat i bardzo się cieszę. W ostatnim odcinku pierwszego sezonu było bardzo dużo o docenianiu życia, o tym jak bardzo ono jest kruche. A ja, oglądając ten odcinek, doszłam do wniosku, że ostatnio tak skupiłam się na tym, żeby opowiadać o trudnościach, o tym jakie to życie jest trudne, skomplikowane, co niedobrego nas spotyka itd., że zaczęłam tylko to dostrzegać…

Później, gdy pisałam sobie dziennik, pomyślałam sobie, że chciałabym wrócić do takich treści, które będą bardziej o docenianiu życia, pomimo tego, jakie ono trudne i skomplikowane bywa. Więc na przekór temu wszystkiemu chciałabym właśnie stworzyć serię wdzięcznostki, którą pomogłyście mi nazwać w ankiecie na Instagramie, gdzie bardzo serdecznie zapraszam.

I tutaj będziemy sobie mówić o tym, co dobrego, fajnego, przyjemnego, ciekawego przydarzyło się mi w ostatnim miesiącu, co polecam, jakimi inspiracjami się z Wami podzielę. I będzie też o książkach, serialach, wszystkim, wszystkim, co mi się w danym miesiącu po prostu podobało.

Jeśli taki temat Cię interesuje, to zapraszam do czytania dalej. A jeśli się jeszcze nie znamy, to hej, ja jestem Klaudia Jaroszewska-Kotradii, a ty czytasz transkrypcję podcastu Złap Równowagę o wspierającym planowaniu rozwoju w zgodzie ze sobą i tworzeniu równowagi w życiu.

🎧 Jeśli wolisz słuchać, to łap wersję podcastową ⤵️

Miałam dzisiaj tego podcastu nie nagrywać, bo to są ostatnie dwa dni (nagrywam to w czwartek), kiedy moje dziecko ma zamknięte przedszkole (znaczy jutro już jest otwarte, ale jedziemy do dentysty, więc i tak zostaje w domu i te wakacje mu się o ten jeden dzień przedłużyły).

Myślałam, że nie będę miała na to czasu, ale przestało padać i mąż zabrał Małego Człowieka na pociągi, na dworzec, żeby pooglądać po prostu jak przyjeżdżają i odjeżdżają. A ja stwierdziłam tak spontanicznie, że nagram ten odcinek bez jakiejś większej rozpiski i jakoś sobie tutaj poradzę.

To nie była chwila olśnienia

Zanim jednak przejdę do samych wdzięcznostek, chciałabym Ci nakreślić skąd to wszystko się wzięło. Bo to nie było takie pojedyncze olśnienie, że obudziłam się pewnego dnia, czy tam oglądałam ten serial i nagle dotarło do mnie to, że przestałam doceniać swoje życie w takim stopniu, w jakim ja doceniałam wcześniej, tylko to była suma kilku rzeczy.

Tutaj mam wymienione aż pięć punktów tak naprawdę i zaraz Ci o nich wszystkich opowiem. Nie będzie to zbyt przyjemne przez chwilę, ale też nie będę wydawać się w szczegóły, tylko chcę Ci nakreślić cały kontekst, bo wydaje mi się, że właśnie w mediach społecznościowych czy też na blogach, podcastach często jest tak, że pokazujemy te olśnienia jakby właśnie to było pstryk i żarówka nad głową się zapaliła, a wcale tak przeważnie nie jest, tylko na te olśnienia składa się mnóstwo, mnóstwo czynników, które miały miejsce chwilę wcześniej, czy nawet dużo wcześniej.

1. Słowo roku – JOY (radość)

To wszystko się zaczęło tak naprawdę od grudnia. W grudniu za mną chodziło już słowo roku, one little word. Moim słowem w 2025 jest joy, czyli radość. Nie wiem, jakoś tak w tym roku miałam ochotę na angielskie słowo, nie jest to u mnie konsekwentne w żaden sposób, raz tak, raz tak piszę, wszystko zależy od moich zachcianek.

2. Śmierć w rodzinie i przemyślenia o kruchości życia

I niedługo później, bo zaraz po świętach, dowiedziałam się, że zmarła siostra mojej babci. My kontaktu nie miałyśmy, ja ją widziałam może ze dwa razy w życiu i nawet tak naprawdę nie pamiętam jak wyglądała. Ale dotknęło mnie to, że to była kolejna siostra mojej babci, która zmarła, a moja babcia została najstarsza ze wszystkich, z całego swojego rodzeństwa.

I gdzieś mnie to tak uderzyło, wylałam po prostu morze łez przez tydzień. Pisałam dziennik, żeby to z siebie wyrzucić, to co mnie boli w tej kwestii, czego się boję (nawet teraz mi łzy w oczach stanęły, jak sobie o tym pomyślałam).

Bo dotarło do mnie, tak brutalnie właśnie, jak bardzo kruche jest życie, jak bardzo ja przestałam doceniać to, kogo mam dookoła siebie.

I cieszę się, że do mnie to tak dotarło i że przepłakałam te kilka dni, bo dzięki temu mogę się skupić na tym, co jest tak naprawdę ważne dla mnie – czyli na dbaniu o te relacje.

Ważna refleksja o czasie

Bo kiedyś przeczytałam taką myśl, że to nie jest tak, że komuś zostało na przykład 10 lat życia (oczywiście tego nie wiemy ile, ale przykładowo 10 lat), to my się te 10 lat będziemy widzieć. No nie, bo jeżeli widzimy kogoś raz do roku, to my się zobaczymy tylko 10 razy.

I jest to straszne, jest to nieprzyjemne, jest to smutne, powoduje taki ból w klatce piersiowej, ściskanie się gardła i naprawdę łzy same napływają do oczu jak się o tym pomyśli. Nie zdziwię się jak Ty teraz też to czujesz, ale zaraz przejdziemy sobie dalej.

3. Więcej czasu z najbliższymi

I dzięki temu, że tą kruchość życia zobaczyłam i jeszcze właśnie te słowa wtedy przeczytałam, to postanowiłam zadbać o to, żeby się widzieć z tymi najbliższymi jak najwięcej razy.

I zdarza się teraz, że tak jak wcześniej jeździłam do dziadków na przykład raz na dwa miesiące, tak teraz potrafimy się zobaczyć nawet dwa razy w miesiącu. A nawet tak jak teraz zabrałam dziadków na wyjazd właśnie do jeszcze jednej siostry mojej babci (ich było 11 chyba w domu, więc całkiem sporo).

Zabrałam ich na trzy dni właśnie na takie wakacje. Wróciliśmy we wtorek i w niedzielę znowu byliśmy u dziadków, bo mieli rocznicę ślubu. I rok temu jeszcze, myślę, że bym stwierdziła, że to już za dużo dla mnie, a w tym roku cieszyłam się, że na taką okazję mogę nawet im tort przygotować, że możemy się zobaczyć i naprawdę bardzo, bardzo to doceniłam.

Wyjazd do rodzinnych stron babci

Tym bardziej, że jak już jesteśmy przy tych wakacjach, to babcia rzadko bywa w swoich rodzinnych stronach, bo to jest ponad 200 kilometrów od nas. My mieszkamy trochę od Wrocławia, a rodzinne strony babci są w okolicach Bydgoszczy. Dziadkowie nie mają samochodu, nie mają prawa jazdy. Pociągi jeżdżą różnie, od nich jest naprawdę słaba komunikacja.

Więc zabrałam babcię po prostu na objazd, także po cmentarzach, żeby mogła swoje zmarłe rodzeństwo odwiedzić, swoich rodziców i tak dalej. No i żywych bliskich też oczywiście odwiedziliśmy!

Rozmowy z 4-letnim synem o śmierci

Byliśmy tam z moim synem, który ma 4 lata, niedawno skończone. Bardzo nie mógł zrozumieć, o co z tymi cmentarzami chodzi, że jak my jedziemy odwiedzić dzieci Anię, skoro cioci Ani tam nie ma. Gdzie ona jest w takim razie?

Przyjął takie wytłumaczenie, że na cmentarzach, jak to babcia nazwała ładnie „miasteczkach zmarłych”, są ludzie, których już z nami nie ma. Możemy ich odwiedzać, ale już ich nie widzimy, nie możemy z nimi porozmawiać (znaczy nie odpowiedzą nam, bo mówić do nich możemy oczywiście).

I znów mnie na tym wyjeździe uderzyła ta świadomość tego, że niektórych zabraknie, tylko nie wiem kiedy. Kurczę zaraz się chyba tu rozkleję, ale bardzo Ci chciałam o tym opowiedzieć, bo jestem naprawdę wdzięczna za to i dawno nic nie wywołało tak silnych emocji u mnie, żebym ja po prostu miała łzy napływające do oczu na każde wspomnienie o tym.

Plany na 70. urodziny babci

Moja babcia w tym roku kończy 70 ****lat, też zamierzam jej zrobić tort na urodziny. Zamierzam zrobić jej po prostu niespodziankę, bo nie planuje żadnej imprezy na urodziny i nic takiego, więc po prostu ją odwiedzimy z tortem, pewnie jakimiś kwiatami, prezentem.

4. Książki o czasach wojennych – nowa perspektywa

I idąc jeszcze krok dalej, bo to się wszystko bardzo łączy i jak trochę się otworzymy na to, zaczniemy analizować, dużo pisać w dzienniku i przemyśliwać różne kwestie z naszego życia, to okazuje się, że bardzo dużo kropek się łączy. I bardzo dużo się wątków przeplata.

Czytałam serię książek Dagmary Leszkowicz-Zaluskiej „Dziewczyna z kamienicy”:

  • pierwsza część była na koniec i zaraz po pierwszej wojnie,
  • druga była pomiędzy wojnami,
  • a trzecia już w trakcie II wojny światowej.

Czytając o tym, tam nie było brutalnych opisów żadnych. W ostatniej części już trochę można powiedzieć, bo jedna z bohaterek trafiła do obozu koncentracyjnego, ale nie było o torturach żadnych i tak dalej, tylko było po prostu o ich życiu.

Dla tych, którzy obawiają się czytania książek w tematyce wojennej ze względu na te brutalne, krwawe opisy – tutaj tego nie ma. Wydaje mi się, że dla większości będzie okej, oczywiście dla bardziej wrażliwych osób raczej nie, ale to musisz już sprawdzić sama na sobie.

Ja bardzo te książki polecam. Są świetnie napisane, bardzo ciekawe i takie, które się chce czytać od początku do końca jak najszybciej (a zarazem ma się ochotę przeciągają ich czytanie jak najdłużej). Z bohaterami się tak żyłam, że potem trudno mi było przez chwilę przestawić się na inną książkę.

📝 Daj znać czy też tak ci się zdarza i jeśli tak, to jakie książki to u Ciebie wywołały ostatnio?

Docenianie spokoju

Właśnie czytając te książki i w zderzeniu z tą śmiercią cioci, z tymi cmentarzami i tak dalej, z tymi przemyśleniami moimi, zaczęłam jeszcze bardziej doceniać, ale tak naprawdę poczułam to gdzieś w środku, że doceniam to, że mogę żyć względnie spokojnie.

Okej, są różne stresy, okej, mamy problemy zdrowotne, okej, mój mąż nie ma pracy, mam syna w spektrum autyzmu, z którym jest dość ciężko na co dzień itd., itd., ale żyję względnie spokojnie.

Nie boję się:

  • o dach nad głową
  • o to, że mi ktoś dziecko odbierze bez większego powodu
  • tego wszystkiego, czego bali się ludzie właśnie jeszcze trochę ponad 100 lat temu, no i niecałe 100 lat temu w trakcie np. wojen.

5. Skupienie na tym, co mogę zmienić

I wiem, jak trudno jest o tym mówić teraz, jak i za naszą wschodnią granicą toczy się wojna i teraz jeszcze o Strefie Gazy jest bardzo głośno. Ale ja pomimo to wszystko staram się bardziej doceniać to, co mam, bo zadręczając się tym, co się dzieje na świecie, ja nikomu nie pomogę.

A jeśli skupię się na tym, żeby stworzyć lepszy świat dla nas, dla najbliższego otoczenia, dla moich bliskich, to wtedy realnie mogę komuś pomóc i staram się na tym skupiać, nawet jeśli komuś się to nie będzie podobać.

Powrót do radości – JOY

I zamykając ten długi, długi wywód, chciałam właśnie to wszystko zamknąć taką klamrą właśnie mojego słowa joy, czyli tej radości. Bo mimo tych trudnych emocji, które się we mnie obudziły i które dalej wywołują łzy w moich oczach, dążę do tego, żeby poczuć większą radość w życiu, żeby doceniać je bardziej, żeby skupić się na tym, co jest dla mnie naprawdę ważne.

Moje wartości

A naprawdę ważne są dla mnie moje wartości:

  • ciekawość,
  • kreatywność,
  • wolność,
  • relacje,
  • świadomość.

A te relacje ostatnimi laty zaniedbałam i w tym roku naprawdę, naprawdę bardzo, bardzo, bardzo staram się je – nie powiem odbudować, bo one były okej – ale staram się wznieść je na taki trochę wyższy poziom.

I jestem wdzięczna, że nadal mogę to robić i że nadal mogę tych moich bliskich odwiedzać. I mam nadzieję, że będę mogła w przyszłym roku też zabrać dziadków chociaż na krótką wizytę u dalszej rodziny (mojej dalszej, bo babci bardzo bliskiej rodziny).

Wdzięcznostki

Serial na sierpień – „Szpital New Amsterdam”

A jeśli chodzi jeszcze o takie inne, zwykłe, codzienne wdzięcznostki, jak właśnie tę serię nazwałam, to chciałabym Ci opowiedzieć pokrótce o serialu „Szputal New Amsterdam”.

To było tak, że odpaliłam sobie Netflixa i szukałam czegoś, co mogłabym oglądać i bardzo nie mogłam się zdecydować. Zaczynałam i przestawałam:

  • „Cztery Pory Roku” – który to serial jest bardzo polecany. Doszłam do trzeciego odcinka, stwierdziłam, że nie, to nie dla mnie,
  • „Sto lat samotności” – gdzieś poczułam, że nie jest ten moment, żeby ten serial oglądać,
  • „Ginny & Georgia” – też obejrzałam kilka odcinków. Zmęczył mnie, więc przestałam,
  • „Rezydentów” – jak zobaczyłam kolejnego cynicznego, wrednego ordynatora, czy kim on tam był, to mi się odechciało, bo nie mam ochoty na kolejną powtórkę z „Doktora House’a”. Chociaż House’a lubiłam, ale nie chcę po prostu tego samego w kółko i w kółko motywu.

I zaczęłam „Szpital New Amsterdam” i wtedy przepadłam! Bo to jest serial właśnie o tym, żeby:

  • zmieniać świat na lepsze,
  • doceniać to, co się ma,
  • zobaczyć, jak kruche jest to życie, ale nie w takim sensie, żeby się dobić, tylko żeby zobaczyć nadzieję,
  • poczuć, co jeszcze możemy zrobić, żeby było nam i naszym bliskim, i naszemu otoczeniu w tym życiu trochę lepiej.

Max, który jest głównym bohaterem, jest nowym dyrektorem szpitala New Amsterdam. Bardzo dobrze swoją postawą to wszystko reprezentuje, mimo że sam też się zmaga z ogromnymi trudnościami:

  • ma problemy w małżeństwie
  • spodziewa się dziecka
  • i do tego jeszcze dowiaduje się, że ma raka

Więc jest to trudne, ale nie jest to przytłaczające, tylko jak dla mnie ten serial daje taką nadzieję, przywraca trochę wiarę w ludzkość i wydaje mi się, że jest naprawdę w porządku. Mimo oczywiście, że jest to serial medyczny i tam są różne zabiegi, operacje. Jest takim przyjemnym serialem na wieczór, żeby odetchnąć i żeby trochę pomyśleć też o tym, jak to nasze życie wygląda.

Książki na sierpień – co warto przeczytać?

O książkach z serii „Dziewczyna z kamienicy” Ci już wspominałam nieco wcześniej, a teraz czytam „Dziewczynę z Berlina”, ale jeszcze nie będę Ci o niej opowiadać, bo tak naprawdę jeszcze mi zostało ponad pół książki, więc raczej o niej opowiem kolejny raz. Ale jest warta uwagi. Pokazuje wydarzenia z tej drugiej strony barykady podczas wojny. Gdzieś tak wpadłam w tę tematykę.

Zaczęłam słuchać audiobooków

Co do wdzięcznostek, to jeszcze taka ciekawa historia. Kiedyś słuchałam audiobooka „Hobbita” – to była moja lektura szkolna. I teraz może włożę kij w mrowisko, może przestaniesz mnie słuchać w tym momencie, ale ja „Hobbita” i „Władcy Pierścieni” nie lubię. Nie jestem w stanie tego znieść. Próbowałam, ale nie daję rady.

No ale to była lektura, a ja byłam uczennicą piątkowo-szóstkową i uważałam, że muszę we wszystkim być najlepsza, więc że nie dawałam rady tego czytać, to włączyłam audiobooka, którego koniec końców zamknęłam w łazience, żeby go nie słyszeć, bo mnie tak nudził i tak mi się nie podobał. I koniec końców to była jedyna lektura, której nie przeczytałam.

Błędne przekonanie o sobie

Dążę do tego, że przez te – to było gimnazjum jeszcze, teraz mam 27 lat, więc przez te ileś tam lat – nie wiem, jakieś 11 lat uważałam, że nie lubię audiobooków, nie jestem w stanie się na nich skupić i to po prostu nie jest dla mnie.

W międzyczasie słuchałam różnych podcastów, zakochałam się tak naprawdę w tej formie przyswajania wiedzy, inspiracji i tak dalej, dlatego też w końcu sama zaczęłam nagrywać.

I ostatnio w Legimi przełączył mi się abonament z samych e-booków na e-booki z audiobookami. Ja to próbowałam przedstawić już dawno, tylko miałam dość sporo opłaconego abonamentu z polecenia i próbowałam to przedstawić, żeby z mamą się podzielić, ale właśnie, że nie mogłam, to zapomniałam o tym i teraz mi się sam przedstawił, jak zeszły te opłacone już kwoty.

I mówię, dobra, no to spróbuję. Akurat robiłam ten tort dla dziadku, więc spróbowałam i przepadłam. Po prostu na nowo zakochałam się w audiobookach.

Nie wiedziałam, że tak mi się będzie dobrze słuchać, że potrafię się skupić.

Natalia ze Strefy Neurodydaktyki na Instagramie opowiadała o tym, że wzrokowcy i słuchowcy nie istnieją. I ja zawsze się z tym kłóciłam, bo ja jestem typowym wzrokowcem, ja się nie umiem uczyć jak coś słyszę. A, że tak powiem, 💩 prawda. Przepraszam za słownictwo, ale inaczej się tutaj nie dało.

Bo naprawdę potrafię skupić się na audiobookach i potrafię z nich dużo pamiętać. Tak samo dużo jak tak naprawdę z czytanej treści, bo to jest po prostu ciekawe, a jak coś jest nieciekawe, to trudno to zapamiętać w jakiejkolwiek formie.

I cieszę się, że dałam sobie taką szansę i też, że trafiłam na ten post Natalii akurat**. Tak jak mówiłam, wszystko się zaczyna tak przeplatać, że ja sama się czasem dziwię i teraz już o sobie myślę trochę inaczej i też przestałam się tak szufladkować w większości kwestii.**

O tym też wrzuciłam post, rolkę na Instagram nawet, więcej rolek ostatnio było, szok.

Inne wdzięcznostki lipca

No, ale przejdźmy jeszcze raz z powrotem do tego głównego tematu, którym były wdzięcznostki, bo się tak rozgadałam, tak mi tego brakowało po prostu. Chyba trzy tygodnie podcastu nie nagrywałam, jak się nie mylę, przynajmniej tak mi jakoś to zleciało.

Urodziny syna

Wśród wdzięcznostek lipca są oczywiście urodziny mojego syna. Nie będę zdradzać kiedy, nie będę zdradzać gdzie, ale robiliśmy je tym razem w domu dla rodziny.

Z tym, że u nas w domu nie zapraszamy wszystkich na raz, bo nawet nie mamy takiego dużego stołu. Mamy stół, przy którym się cztery osoby ledwo mieszczą. Ale odwiedzali nas po prostu przez weekend bliscy, kto kiedy chciał, tort był, bo zrobiłam oczywiście w klimacie kolei dolnośląskich (kto czyta mój newsletter i jest na Instagramie, ten doskonale wie o co chodzi).

I syn był zachwycony, a potem miał urodziny na sali zabaw. Bo ja pomyślałam sobie o tym, że miałabym ogarniać te wszystkie dzieciaki na 50 czy 60 metrach kwadratowych mieszkania… No to ja za to podziękuję i zrobiliśmy po prostu na sali.

Trafione prezenty

I był zachwycony, wszystkie prezenty były trafione, bo na zaproszeniach napisałam, czym on się po prostu interesuje. To nie było tak: „chcemy to, to i to”, tylko „[Imię] interesuje się pociągami, tramwajami, puzzlami +100 elementów” i tak dalej, i tak dalej.

Przez to naprawdę każdy prezent był trafiony i każdym się gdzieś tam bawi. Oczywiście nie codziennie, bo to jest niemożliwe, ale wszystko mu się podoba, więc bardzo jestem za to wdzięczna i za ten czas z różnymi ludźmi, za to, że odważyłam się w końcu odezwać do innych ludzi i umówić.

Nowe przyjaźnie

I mam dwie nowe fajne koleżanki z przedszkola, z którymi mogę, wydaje mi się, że o wszystkim pogadać, bo już się parę razy widywałyśmy i jest naprawdę super.

A kiedyś bym się bała odezwać do kogokolwiek, siedziałabym, bo przecież ja jestem… jak to się nazywa? Introwertyczką! To ja się nie mogę do nikogo odezwać.

A teraz uważam, że nie jestem ani introwertyczką, ani ekstrawertyczką. Jestem po prostu sobą i mi się to bardzo podoba. Więc za to też jestem wdzięczna.

3 lata firmy

Jestem wdzięczna za to, że w tym roku, 2 lipca, wybiły 3 lata mojej firmy, o której jeszcze powiedzmy 5 lat temu tylko śniłam i marzyłam i tak nie wierzyłam, że to kiedyś się uda.

I bardzo się cieszę, bardzo się cieszę, że założyłam ją, że:

  • po pierwsze głównym moim elementem działalności jest copywriting
  • ale tym drugim rosnącym prężnie jest to, co robię tutaj: **podcasty, blog, Instagrampłatne treści** typu warsztaty na temat planowania życia po swojemu, miesięczniki, które pomagają wprowadzać dobre nawyki i tak dalej

Elastyczność pracy na swoim

Jestem bardzo wdzięczna, bo dzięki temu teraz jak moje dziecko miało trzy tygodnie zamknięte w przedszkole, to ja nie musiałam się martwić o to, jak my tutaj damy radę. Mąż nie ma pracy, więc by z nim siedział, ale gdyby normalnie pracował, to byśmy pewnie mieli problem, żeby to wszystko pogodzić, bo ciężko by było, żeby któryś z nas wzięło trzy tygodnie urlopu i byśmy się tak przeplatali.

A dzięki temu, że pracuję na swoim, to mogę wstawać o 5:40 rano, tak jak w tym tygodniu mniej więcej i sobie pracować do 8 rano i ogarniać to jakoś tak na planie minimum, ale mimo wszystko jakoś to wszystko ogarniać.

Wdzięczność za dziecko

Gdyby nie moje dziecko, to by tego nie było, więc też cieszę się, że mimo tych wszystkich trudności mamy tego naszego małego człowieka i go bardzo kochamy pomimo wszystko.

Podsumowanie i pytanie do Ciebie

Zastanawiam się, jakie jeszcze wdzięcznostki mam w tym miesiącu, ale na razie nic mi nie przychodzi do głowy i ten podcast już jest dość długi, więc myślę, że na tym możemy zakończyć.

A jeśli miałabyś jakieś pytania albo chciałabyś się podzielić swoimi przemyśleniami, to zapraszam Cię:

  • do sekcji komentarzy,
  • lub możesz do mnie napisać na kontakt@zaplanujrownowage.pl, gdzie odpiszę Ci po prostu prywatnie z maila i nikt tego widzieć nie będzie.

Zapraszam Cię też oczywiście:

Mam nadzieję, że ten podcast Ci się podobał. Jeśli tak, to daj mi koniecznie znać, bo dawno już nie gadałam tak po prostu. Ostatnio wszystko robiłam według planu, według sztywnych rozpisek i gdzieś mi tak brakowało bycia sobą w tym wszystkim, takiej spontaniczności, luzu.

Luzu mi bardzo brakowało i to zapisałam na drugiej stronie mojego dziennika biznesowego, że potrzebuję w tej pracy mojej trochę więcej luzu.

Więc czekam naprawdę na informacje, jak Ci się ten podcast podoba i czy dalej nagrywać w takim klimacie, czy tego się dobrze słuchało, czy coś z tego wyniesiesz dla siebie.

A tymczasem trzymaj się ciepło i do usłyszenia kolejnym razem. Pa!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *